czwartek, 22 listopada 2012

Uwaga!!!

Teoretycznie Blog nie upadł. Mam pod ręką kolejne rozdziały, ale nie widzę zbytniego zainteresowania moim blogiem, więc nie wiem czy ma sens wstawianie nowych rozdziałów. Mimo prawie zerowej liczby komentarzy ( 2 komentarze), mam nadzieję że jest trochę więcej czytelników. Jeśli udowodnicie mi to, że czytacie moją historię to w najbliższym czasie wstawie ciąg dalszy. Jeśli się Wam podoba i chcecie czytać dalej to myślę że napisanie jakiegokolwiek komentarza nie byłoby wielkim wysiłkiem.
                                           Shira
P.s. Jeśli zostawiacie po sobie jakiś ślad to najlepiej żebyście nie byli anonimowi. Dzięki temu łatwiej mi będzie się z Wami skontaktować. Email, GG czy jakikolwiek inny namiar byłby jeszcze miłej widziany. Bardzo mi zależy na Waszym zdaniu. XP

sobota, 20 października 2012

2. Koszmar


  II. Koszmar   




Gdy spogląda się śmierci w oczy najzabawniejsze jest to, że człowiek bardzo szybko zyskuje właściwą perspektywę. Jak w tej chwili.
- Szybciej! Muszę biec szybciej! Przecież potrafię.
Czarnowłosy chłopak zachłysnął się powietrzem, jego oczy z błagalną nadzieją szukały wyjścia tej śmiertelnej pułapki. Biegł dalej, uciekając od NICH. Jego mózg działał na przyśpieszonych obrotach. W tej chwili trwała walka o jego życie. Myślał tylko o ucieczce, tylko ona się teraz liczyła.
Jego kroki odbijały się głucho od mrocznych korytarzy. Skręcił w lewo, mijając kolejną wielką sale wypełnioną wielokształtnymi lustrami. Czuł jak jego płuca płonęły, domagając się powietrza. Ale nie mógł się zatrzymać. Dopóki dzieliła go jak największa odległość od NICH – Szepczących.
Tak nazywał istoty, które próbowały go schwytać, zakapturzone postacie, w których długich i ostrych pazurach płynęła śmiercionośna trucizna. Z ich gardeł nie wydobywał się głos, ale coś na wzór bezbarwnego szeptu, który pulsował w jego głowie, niczym lawa wypalająca go od środka. Słyszał ich zgrany i szybki marsz, równe oddechy i przerażającą aurę, która starała się pochwycić go w swoje szpony.
Przebiegł przez kolejną salę, pełną czerwonych kolumn. Zahamował gwałtownie. Przed nim znajdowała się przepaść. Zacisnął pięści. Poczuł zimne dreszcze, które przeszły po jego plecach. Odwrócił się gwałtownie. Kilka metrów przed nim znajdowali się ONI. Obie opcje były do niczego. Spojrzał w przepaść.

Na co czekasz?

- W sumie to nie mam chyba wyboru - pomyślał.
Zamknął oczy, wyciągnął ręce… i runął w dół. W powietrzu rozbrzmiał dźwięk, który bardziej przypominał dziki, wściekły wrzask, niż szept. Smugi lodowatego powietrza smagały jego twarz. W powietrzu rozległ się głośny świst i dźwięk trzepoczącego materiału. To jeden z nich skoczył za nim w przepaść i zbliżał się z zawrotną szybkością, a gdy był już przy nim złapał go za szyje. Chłopak poczuł ból w okolicach szyi, na której zaciskały się łapy potwora. Czuł jak trucizna powoli przenika do wnętrza jego ciała.
- Znajdziemy Cię, nieważne gdzie się ukryjesz. To dzięki nam ciągle istniejesz. Żyjesz tylko z jednego powodu - uścisk zniknął. Szepczący powoli zaczął rozpływać się w powietrzu. Rzucił ostatnie spojrzenie chłopakowi, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech ukazujący szereg ostrych jak brzytwa zębów. Jego żółte oczy zwięzły się lekko.
- Jesteś …

***

Raven jak pchnięty sprężyną usiadł na łóżku, trzymając się za serce. Po jego alabastrowej skórze spływały krople zimnego potu. Odgarnął włosy z twarzy i spojrzał pusto w dal rozmyślając o swoim śnie. Boże, jak on go nienawidził. Ciemność. Mroczne korytarze. Strach. I ONI – Szepczący.
Było chłodno, ale wygrzebał się leniwie z ciepłego łóżka. Pokój pogrążony był w półmroku. Z okna padało blade księżycowe światło, nadające drewnianej podłodze chłodny, niebieskawy odcień. Półprzytomny, spojrzał na jarzące się czerwienią cyfry; trzecia nad ranem.
Bosą stopą kopnął leżący na podłodze tomik o starożytnych kulturach; książka przeleciała przez pokój; zatrzymując się na ścianie. Zaklął pod nosem i po omacku szukał spodni, modląc się w duchu, aby nikt się nie obudził. Odsunął zasłony na bok, aby skoncentrowany snop światła mógł się rozlać nieco szerzej; stracił na podłogę stos książek. Schylając się, aby je podnieść, uderzył głową o kant biurka. Zaciskając zęby z bólu porwał spodnie z oparcia fotela i naciągnął je. Zapiął pasek i wciągnął przez głowę czarną koszulę z długim rękawem. Gdyby ktoś mógł go teraz zobaczyć, zapewnie pomyślał by, że jest nierozgarnięty. Nie była to prawda. Zachowywał się tak tylko po przebudzeniu z koszmaru. Mimo, iż jego umysł wiedział, że koszmar już się skończył, jego ciała nie wiedziało tego jeszcze do końca. Dlatego musiał się przewietrzyć. Aby ten koszmar odpłynął.
- Koszmar? – zatrzymał się na chwilę. Tak było mu łatwiej pogodzić się z przeszłością, uznając część wspomnień za wymysł swojego umysłu. Tak było mu po prostu łatwiej funkcjonować i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Wyszedł z pokoju. Zszedł ostrożnie po schodach trzymając się lewej strony, bo tam skrzypiały najmniej. Zwinnie podszedł do tylnych drzwi na parterze, które szybko otworzył; zamknął je cicho za sobą i puścił się pędem przez ogród. Po kilkunastu metrach znajdował się w ciemnym dębowym lesie. Panująca tam aura przyciągała go, oznaczała spokój, ciszę i brak problemów.
Ze starych drzew spadały liście. W tym miejscu jesień przyszła bardzo szybko. Wszystko posmutniało, natura umierała. Mimo to, z drugiej strony, było pięknie. Złociste dywany leżały na leśnej drodze; księżyc powoli ustępował miejsca złotemu słońcu. Zaczęła opadać mgła. Gęsta, biała kurtyna między życiem, a śmiercią.
Powolnym krokiem podszedł nad szafirową tafle jeziora. Wpatrywał się w swoje odbicie, które raz po raz znikało i wyłaniało się z ciemności nocy. Po pewnym czasie przestał rozróżniać, co jest odbiciem lustrzanym, a co jego własnym ciałem. Jako dziecko bał się luster. Wiedział, że za nimi czaiło się zło, które tylko czeka by go wciągnąć. Spojrzał na swoją twarz i oczy, w których tliła się iskra strachu. Nie nawidził tego, to było takie… poniżające. Czuł jak jego krew zaczyna wrzeć, zaczynało robić się niebezpiecznie, jeżeli nie powstrzyma swoich emocji w odpowiednim momencie to może stracić na sobą kontrolę. Jak wtedy. Musiał ochłonąć. Nie mógł pozwolić sobie na strach, ani tym bardziej w jego transformację w wściekłość
Z szarego nieba zaczęły spadać wielkie, ciężkie i przytłaczające krople deszczu. Nagle przeszedł go dreszcz. Bardzo dobrze znał to uczucie. Obrócił szybko głowę, lecz nikogo nie ujrzał, chociaż podskórnie czuł, że ktoś go obserwował. To spojrzenie było zbyt skupione, zbyt świdrujące; szukało czegoś. Rozejrzał się uważnie po pobliskich krzakach i drzewach. Nic! Żadnego najmniejszego ruchu, sygnału czyjejkolwiek obecności. Tym razem coś się poruszyło między najbliższymi dębami. Może był to wiatr porywający strzep pozostałej mgły, a może upadły liść. Ostrożnie podszedł do dębów. Drzewa były wysokie, że nie dostrzegał ich koron. Opanowało go poczucie zagrożenia, a nie bezsensowny strach. Świdrujące spojrzenie zniknęło.
- Czas już wracać - pomyślał.
W drodze powrotnej do pokoju, jego myśli znów zmierzały w stronę jego koszmaru. Był on jednym z wielu. Koszmary przychodziły, co noc, choć czasem nie pojawiały się przez długie tygodnie, by potem z spotęgowaną siłą uderzyć w jego umysł. Stały się naturalnym elementem jego życia, a także jego wielką tajemnicą, boleśnie związaną z jego przeszłością.

NASZĄ TAJEMNICĄ.      
Nie zapomnij o tym … Raven.


1. Nowe miejsce

 
   
    Tereny placówki musiały być bardzo rozległe. Od półtorej godziny jechali wzdłuż kamiennego, czterometrowego muru. 

    Dojechali wreszcie na miejsce. Wielka brama zachwycała swoimi wzorami. Wąskie, czarne pręty zostały wygięte w smukłe spirale. Zatrzymali się przed nią. Kierowca podał portierowi swoją kartę identyfikacyjną wraz z dokumentami nastolatka siedzącego po jego prawej stronie. Mężczyzna spojrzał na nie niezwykle uważnie, jakby zawierały w sobie jakieś ukryte informacje. Potem spojrzał na chłopaka siedzącego obok kierowcy. Jego alabastrowa twarz obserwowała ze znudzeniem długą i wiekową wierzbową aleje, która znajdowała się przed nimi. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który znikł tak szybko jak się pojawił.
    - Witamy w prywatnej szkole Mystic Dimension. Życzę miłego pobytu – z gardła portiera popłynął dźwięczny i oficjalny, męski głos. Pochylił się w stronę kierowcy. – Dante jest dla Ciebie kolejne zadanie jak tylko odstawisz… - spojrzał przelotnie na chłopaka, który spoglądał teraz na nich, najwidoczniej nie będąc zadowolonym z tego, że ktoś próbuje coś przed nim ukryć - …jego. - szeptom portiera towarzyszył dźwięk, oznaczający, że brama jest otwierana. Kierowca pokiwał lekko głową i wjechał na teren placówki.
    Jechali szybko, i tak byli już spóźnieni. Dante musiał przyznać, że miał trochę kłopotów z przekonaniem chłopaka do tego, aby udał się z nim do akademii. Nie podobało mu się to, że nie mógł przybyć do szkoły z innymi uczniami. Uważał, że nie potrzebował ochrony. Jednak takie było życzenie jego wuja, Maxa Crossa i dyrektora tej placówki. Powodem była przeszłość. Siedem lat temu światem wstrząsnęła potworna zbrodnia. Adam Cross, właściciel i dyrektor wielkiej korporacji medycznej „Gold Rain”, wraz z większością rodziny i służbą, zastał brutalnie zamordowany. Ich ośmioletni wtedy syn został porwany przez morderców i ślad po nim zaginął. Do czasu, aż znikąd pojawił się, dwa lata później, na obrzeżach Sahary. Był wycieńczony i ranny. Po wielu badaniach stwierdzono, że jest on na pewno zaginionym chłopcem. Jedyne, co nie zgadzało się jego wcześniejszym wyglądem, były inne kolory tęczówek. Wcześniej były one czarne. Teraz jedna była ciemnoczerwona, natomiast druga złota. Nikt nie wie, co się z nim działo przez te dwa lata. Mimo wielu prób dojścia do tego, co się stało, chłopak nigdy nic na ten temat nie powiedział. Lekarze stwierdzili, że potrzebuje czasu. 
    Dante oderwał wzrok od dokumentów chłopaka i spojrzał przed siebie. Na horyzoncie pojawił się, rosnący z każdą chwilą, główny budynek szkoły. Zajechał na parking i wysiadł z auta, zabierając ze sobą wszystkie papiery. Spojrzał ponaglająco na nastolatka, który tylko westchnął i powolnym ruchem wyszedł z pojazdu. 
Dla nastolatka budynek wydawał się jeszcze bardziej chłodny i ponury, niż dzisiejsza pogoda. Otaczała go aura tajemniczości. Nie mógł także nie zauważyć tego specyficznego uroku. Kamienne, ciemne mury w kilku miejscach były zarośnięte przez ciemnozielone i brunatne bluszcze. Szkoła przypominała trochę stare zamczyska, które uwielbiał w dzieciństwie oglądać na zdjęciach. U szczytu głównych, marmurowych schodów znajdowały się wielkie, masywne drzwi w kolorze hebanu, które o dziwo wyglądały jakby lekkie pchnięcie mogłoby otworzyć je na oścież. Na górnych częściach okien znajdowały się niewielkie witraże przedstawiające sześcioramienną gwiazdę, będącą, jak słyszał od Maxa, symbolem Potęgi.
    Bez jakiegokolwiek entuzjazmu pożegnał się z Dante, który wcześniej wręczył mu mapę szkoły, a następnie uchylił drewniane skrzydło drzwi. Spojrzał na mapkę, po czym wyrzucił ją do najbliższego kosza. Wystarczyło jedne spojrzenie, aby zapamiętać ją całą. Lekkim pchnięciem domknął drzwi, po czym zamknął oczy i pogrążył się w ciszy. 

Ruch kół zębatych,  szmery,  lekkie skrzypienie.

    Uchylił złote oko i spojrzał na górną część ściany znajdującej się przed nim. Tam właśnie znajdowała się ogromna tarcza zegarowa, wskazująca godzinę piętnastą czterdzieści.
    - Hmm… miałem być w gabinecie dyrektora o piętnastej - westchnął - To wszystko przez Marie. No nic. I tak jestem już mocno spóźniony, więc i tak nie mam się, po co śpieszyć - usiadł na ławce i pogrążył się w ciszy.

Miarowe uderzenia,  śmiechy,  rozmowy,  a także intensywne zapachy.

    Na końcu korytarza musiała być stołówka. Uśmiechnął się pod nosem. Przerwa obiadowa trwa do szesnastej, więc miał jeszcze chwile spokoju.
    Chcąc, nie chcąc musiał udać się do dyrektora tej placówki. Z niechęcią wstał z ławki i ruszył powolnym krokiem w kierunku marmurowych schodów, znajdujących się naprzeciw drzwi wejściowych do tego budynku. Wielkie żyrandole oświetlały kamienne ściany, nadając im lekki połysk. Po przejściu kilkunastu metrów musiał przyznać, że architektura tej szkoły przypadła mu do gustu.  Tego właśnie szukał – czegoś odmiennego i wychodzącego poza wszelkie normy.
    Zatrzymał się przed gabinetem, po czym bez słowa wszedł do niego. Pomieszczenie miało owalny kształt, a każda ściana była pokryta boazerią w kolorze bordowym. Podszedł do wielkiego biurka, które, podobnie ja reszta asortymentu, było z hebanowego drewna. Za nim znajdował się dyrektor, Simuns Novi. 
    Mężczyzna siedział odchylony lekko do tyłu na swoim fotelu. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, unoszący jego czarną, kozią bródkę lekko do góry. Za okularów błyskały jasne, zielone oczy, które z uwagą i nieukrywaną ciekawością patrzyły na drugą parę oczu, należących do chłopaka, ale tak zupełnie innych. Prawa tęczówka była barwy ciemnoczerwonej, natomiast lewa mieniła się odcieniami złota. Uśmiechnął się jeszcze szerzej:
    - Nareszcie jesteś Raven, już się o ciebie martwiłem - jako odpowiedź na swoje zdanie, dyrektor usłyszał tylko lekkie prychnięcie. - Jak widać twój charakter nie uległ zmianie od naszego ostatniego spotkania. To będą jakieś dwa lata, nieprawdaż. No nieważne. Jak sądzę Dante przekazał Ci już, iż o godzinie szesnastej dziesięć w auli odbędzie się apel rozpoczynający rok szkolny. Jeden z nauczycieli będzie przydzielał pierwszoroczniaków, w drodze losowania, do czteroosobowych drużyn. Wiem, że współpraca z innymi nie jest twoją mocną stroną, ale mam nadzieję, że nie będziesz sprawiał problemów z tego powodu – oczy dyrektora zwięzły się lekko.
    - Chyba nie mam wyboru - syknął niezadowolony chłopak. Nie pasowała mu wizja współpracy z innymi. Boleśnie doświadczył na własnej skórze, że tak naprawdę nikomu nie wolno ufać. Ktoś, kto był twoim przyjacielem, osobą ci bliską, w jedną chwilę może stać się twoją zgubą. Tak jak on… - pomyślał Raven.
    - Dobrze. Choć za mną – Novi wstał prostując swój długi, aż do podłogi, biały płaszcz i lekkim krokiem wyszedł z gabinetu.         
Aula znajdująca się na trzecim piętrze i była już w większości zapełniona przez podekscytowanych pierwszoroczniaków, a także starszych uczniów, którzy kiwali głową z szacunkiem na widok dyrektora. Sklepienie sali ginęło gdzieś w mroku, przez co żyrandole wyglądały, jakby samowolnie unosiły się w powietrzu. W auli znajdowało się sześć długich stołów. Przy pięciu z nich większość miejsc było już zajętych, co oznaczało, że każdy stół był wyznaczony dla określonego rocznika. U szczytu, na kamiennym podwyższeniu stał jeszcze jeden równie długi stół, za którym zasiadali nauczyciele.
    - Zajmij sobie miejsce w kolejce – poradził chłopakowi. Po czym spojrzał na niego łagodnie - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
           
„- Zawsze możesz na mnie liczyć, Raven. Nie musisz się bać. Jestem tutaj.”

    - …mnie. Słuchasz mnie? - zagrzmiał głos dyrektora, który zaniepokoił się nagłym odpłynięciem chłopaka.
    - A, tak. Przypomniałem sobie o czymś. Dziękuję za pomoc - powiedział Raven ponurym głosem, unikając kontaktu wzrokowego z dyrektorem.

            W auli robiło się coraz tłoczniej. Na szczęście udało mu się stanąć na początku kolejki, dzięki czemu nie będzie musiał długo stać na środku sali. Teraz jego wzrok skupiony był na, stojącej kilka metrów przed nim, szafirowym krysztale wypełnionej srebrnymi kulkami wielkości piłek do golfa. Koło przedmiotu stał wysoki mężczyzna, o długich, rudych włosach związanych w luźny kucyk opadający na ramię. Jego uroda, a także ubiór, czyli ciemne, przecierane w niektórych miejscach dżinsy i czarna piracka koszula, związana niedbale białym sznurem, były tematem rozmów większości dziewczyn, znajdujących się w auli. Po wyrazie jego twarzy można było zgadywać, że nie bardzo podobało mu się przydzielone jemu zadanie.
     Chłopak stojący przed Ravenem właśnie stał przed kryształem. Włożył rękę do jego wnętrza i wyciągnął z niego małą błyszczącą kuleczkę z wygrawerowanym na niej numerem. Rudowłosy spojrzał na nią i zapisał coś w swoim elektronicznym notesie, po czym lekkim machnięciem dłoni zasygnalizował mu, że może zając już miejsce przy stole. Teraz przyszła kolej na Ravena. Powolnym ruchem włożył rękę do wnętrza przedmiotu, czując lekkie mrowienie w miejscu stykania się interesującego kryształu z jego skórą, a następnie pochwycił jedną z wirujących kulek.

„13”

         Mężczyzna zapisał numer w swoich dokumentach i spojrzał na niego ponaglająco wskazując na stół pierwszoroczniaków. 
          Chłopak opadł lekko na miejscu na samym końcu stołu, obracając srebrną kulkę. Nie zwracał uwagi, na co nowych nastolatków przysiadających się do stołu. Chciał mieć to już za sobą. 
          Po godzinie ceremonia przydziału dobiegła końca. Gdy wszyscy wygodnie się rozsiedli, dyrektor wstał z swojego fotela. Rozłożył lekko ręce, twarz miał rozpromienioną, jakby nic nie mogło go tak ucieszyć, jak widok jego uczniów. 
    - Witajcie! - powiedział. Jego głos rozlał się po całej sali. – Witajcie w nowym roku szkolnym w Mystic Dimension. Dla większości będzie do kontynuacja szkolenia się, ale dla nowoprzybyłych jest to nowy rozdział w ich życiu. Mam nadzieję, że starsi uczniowie będą chętnie oferowali pomoc swoim młodszym kolegom i koleżankom. – Uśmiechnął się porozumiewawczo do starszych uczniów. – No dobrze.. - zacmokał.- Teraz kilka ogłoszeń. Cały teren jest dostępny dla uczniów z wyjątkiem ruin zamku Laila, Jeziora Sirnness i podziemi Obserwatorium. - Przy tym ostatnim spojrzał wymownie na grupkę trzecioklasistów. – Stołówka jest czynna w tygodniu od piątej do dwudziestej pierwszej, natomiast w weekendy od siódmej do dziewiętnastej. Jest ona dla wszystkich uczniów bezpłatna i nie ma ograniczeń, co do ilości spożywanych tam posiłków. A teraz informacja dla nowicjuszy. Jutro o trzynastej w waszych domach pojawią się opiekunowie waszych grup. Każdy z nich jest nauczycielem naszej placówki. Będą z wami mieszkać przez całe sześć lat waszego pobytu w tutaj. Wasz plan zajęć i wszystkie informacje zostaną przekazane przez nich. – Na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. – To wszystko. Zmykajcie!
    Dom numer 13 – pomyślał Raven. Teraz musiał znaleźć jego położenie. Był na sto procent pewny, że przed kręgami teleportacyjnymi znajdują się ogromne kolejki, bo przecież domy mieszkalne uczniów były porozrzucane po całym Mystic Dimension, który był stworzony w osobnym wymiarze „doklejonym” do Ziemi dzięki kilku tunelom. Cały teren miał około pięciu tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni. Oczywiście oprócz budynków szkolnych (m.in. stu domów dla uczniów, głównego budynku akademii, hal sportowych i klubów szkolnych) znajdowało się tu wiele innych obiektów. Jednym z nich jest miasto, zbudowane na planie koła. Część środkowa, czyli Centrum jest przeznaczone dla ośrodków Synrytu (wydział cieni), Isyru ( wydział zwiadowców i wojowników) i Umbry (wydział konstruktorów, kronikarzy i stwórców), a także znajduję się tam dom dyrektora szkoły i Rada Nadzorcza. Reszta miasta okalająca Centrum jest podzielona na trzy części, zwane potocznie osiedlami. Pierwsze to tak zwane Osiedla Handlowe. Można tam znaleźć praktycznie wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Drugie jest Osiedle Rekreacyjne. Tam znajdują się obiekty, które mają służyć relaksowi, a także rozrywce. Ostatnią, trzecią, częścią jest Osiedle Mieszkalne. W tym miejscu mieszkają wszyscy pracownicy akademii, a także ludzie pracujący w Centrum lub Osiedlu Handlowym, choć w sumie jest ich niewielu. Większością pracującą w mieście są androidy wysłane z Ziemi do pracy tutaj. Oczywiści oprócz budynków, jest tu także bujna i bardzo różnorodna fauna i flora z zakątków całej Ziemi.
           
     Jakoś nie było w smak Ravenowi czekanie tyle czasu, przecież w gabinecie dyrektora znajduje się także taki krąg. Przecież sam mówił, że jak będę potrzebował pomocy to mogę zwrócić się do niego, więc korzystanie z jego kręgu teleportacyjnego zapewnie także się w to wlicza – pomyślał, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Jak zaplanował, tak też uczynił.
     Dyrektora nie było w gabinecie, co było jeszcze korzystniejsze. Stanął na kręgu namalowanym na podłodze. W jego środku znajdowała się biała sześcioramienna gwiazda. Raven wyciągnął wystosowaną przez siebie kulkę i położył ją, między swoimi stopami, na środku kręgu. W chwili zetknięcia się kryształowej kulki, z wygrawerowanym numerem domu, z podłożem, jej kolor zmienił się na jaskrawo niebieski, po czy Ravena otoczyło błękitne światło. Było ono zbyt natężone, więc musiał przymknąć oczy. Gdy je otworzył znajdował się już przed drzwiami swojego nowego lokum. Była to średniej wielkości willa jednorodzinna, powiązany z ogrodem. Jednak był tak senny, że nie miał najmniejszej ochoty, a także poniekąd siły, aby zwiedzać ową posiadłość, wiec ruszył prosto do pokoi mieszkalnych. Po obejrzeniu wszystkich trzech, nie licząc czwartego, który został już zajęty przez opiekuna, wybrał ten znajdujący się na poddaszu. Był on przestronny, a wyposażenie pokoju najbardziej przypadło mu do gustu, i co najważniejsze, był on jednoosobowy. 
     Był trochę ciekawy, ale tylko trochę,  co do reszty osób, z którymi będzie dzielić ten dom, ale zmęczenie i senność wzięły górę nad ową ciekawością. Padł więc na łóżko, pozwalając swojemu umysłowi zatracić się w błogiej ciszy.

niedziela, 14 października 2012

0. Prolog


š   0. Prolog   
            
         Dziennik podróży, 12 grudnia 2110 roku,

1. Wiedza jest Potęgą…
2. Nieśmiertelność to narzędzie pozwalające zdobyć wiedzę…
3. Poświęcenie jest kluczem do nieśmiertelności.

Oto 3 podpunkty, które  musisz spełnić, aby stać się BOGIEM.

Lecz kim jest Bóg?

Dobrym i łaskawym opiekunem?
Zadufaną istotą, która bawi się ludźmi jak marionetkami?
Czy może kimś na uboczu…istotą, która obserwuje otaczający ją świat…istotą, wyzbytą z uczuć i moralności na krzywdy własnych „dzieci”.

Pozostaje tylko jedno pytanie. DLACZEGO?

W jakim celu się narodziliśmy? Dlaczego istniejemy?
Po to, aby żyć; kochać, wielbić i szanować to, co zostało stworzone przez NIEGO?
Czy może mamy ginąć; pełni cierpienia, wybijać własną rasę i niszczyć otaczającą nas rzeczywistość po to, aby mu dorównać?

Gdybyś miał wybór…

Poświęciłbyś życie wśród tych, których kochasz…
Poświęciłbyś widoki bezkresnych lazurowych mórz i niebiańskich zachodów słońca…
Poświęciłbyś swoje człowieczeństwo, aby stanąć przed jego obliczem…

Ja już podjąłem decyzje. Wyruszyłem w podróż, poświęcając całe swoje życie, by iść ku nieśmiertelności, aby dzięki niej zdobyć najpotężniejszą moc znaną w całym wszechświecie „WIEDZĘ ABSOLUTNĄ” i stać się nowym Bogiem, obalając starego.

Czy mi się uda?

Przekonaj się. Podąż tą samą drogą co ja. Jeśli Ci się uda to spotkasz się z NIM. Może to będę ja? Może okaże się, że osiągnąłem szczyt. Wyrusz w tą niebezpieczna podróż narażając własne życie i człowieczeństwo. Kto wie może uda ci się stać potężniejszym niż wcześniejszy Bóg. Może zachowasz swoje emocje i uczucia, wspomnienia; te dobre i te złe, aby twoja potęga miała silne podparcie. Kto wie? Hmm… No nic. Kontynuuje moją podróż, aby dojść do celu. Już wiem, że straciłem cząstkę swojej duszy, mimo że jeszcze zdobyłem nieśmiertelności.

Ty, który to czytasz… Mam nadzieję, że zapamiętasz moje słowa.

„Idź do przodu, nie zatrzymuj się. Tylko niezłomna siła i wiara w siebie pozwolą ci obalić Boga. Ale pamiętaj wiara to także uczucie, więc dbaj o nie, po to, aby stać się NOWYM BOGIEM. „                                                                                                                
                                                                                                                           Zetten